Od ponad miesiąca trwają wakacje, najprzyjemniejszy okres w roku - ciepełko od rana do wieczora, lody czekoladowe, odpoczynek, czas wypełniony zabawą, pierogi z jagodami, kąpiele w trochę za chłodnej wodzie, komary:)
Mam nadzieję, że wszyscy, którzy przez cały miniony rok ciężko pracowali mogą teraz cieszyć się tygodniami laby i mam nadzieję, że te wolne dni zapamiętają na długo, tak jak ja pamiętam swoje wakacje z lat dziecięcych...
Hmmmm z tych lat, gdy miałam te 6 - 10 lat najmilej wspominam właśnie wakacje, ale nie na Maderze czy w Hiszpanii (na takie wyjazdy w latach dziewięćdziesiątych stać było bardzo nielicznych, a już na pewno nie małżeństwa z trójką dzieci, czy więcej i ciągle na dorobku), ale u babci, na wsi oddalonej 5 kilometrów od mojej wioski. Mojemu pokoleniu nie trzeba było jeszcze wtedy zbyt wiele, by chwalić się "Ej, ja to miałam fajne wakacje! noooo u dziadków byłem, podchody zrobiliśmy, domek urządziliśmy w korytarzach bzu! Ekstra było!" Tak gdzieś z tyłu głowy słyszę właśnie te słowa mojego kuzyna, zawsze kiedy znajduję na facebooku czy w dowolnym miejscu internetu a'la przypominacze typu: jeśli to pamiętasz ... to miałeś/aś fajne dzieciństwo. Lubię je, bo przywołują takie pojedyncze przebłyski z mojej niezbyt pojemnej pamięci. Przywołują wspomnienie tego jak co wieczór, w Siedliskach, przed pójściem spać rodzeństwo pytało mnie "o której wstajesz? - bo przecież trzeba się było umówić na tą samą godzinę, tego jak co dzień babcia zadawała pytanie: "Martynka, Monisia co dziś na obiadek zjecie? Pierożki? Placuszki? A potem obserwowało się dziadka jadącego rowerem do wsi po zakupy i oczekiwało z językiem na brodzie na to co tak ładnie pachniało w kuchni. Przypominają kłujące leżenie pod kasztanem i wypady na niedojrzałe papierówki mimo zakazów dorosłych, skutkujące bólami brzucha:)
O matko, lawina wspomnień mnie zalała... Powoli...
Pamiętam jak to całe wieczory spędzaliśmy na boisku pod szkołą - my dziewczyny z bazarami w dłoni, a chłopaki z piłką i powroty do domu o zmroku, kiedy nogi już odmawiały posłuszeństwa, a oczy zamykały się same, i ciocię od progu furtki tłumaczącą rozkazującym tonem: Kamil do łazienki na górze, dziewczyny na dół!:)
Pamiętam jak kuzyn przez przypadek wysypał wszystkie jagody, które w pocie czoła zbieraliśmy cały ranek i to jak dziadek wspaniałomyślnie dosypał nam swoich, bo my dzieci z rozpaczą i wściekłością niemal rzuciliśmy się nieszczęśnikowi do oczu.
Mile wspominam też podlewanie warzywnika i kiszenie ogórków, kiedy chlebek posmarowany masłem i przykryty plasterkami czosnku popijało się kompotem z rabarbaru, zimnym bo chłodzonym wodą ze studni.
A jeszcze te wieczory, kiedy już nasza gromadka, pokąpana, z mokrymi włosami, w piżamach i niezmiernie wymordowana całym dniem harców, siadała z dziadkiem na rozgrzanych schodach przed domem i obserwowała samoloty na niebie.
... I to jak na Bystrzycy zbierała się cała ferajna, przekrój wiekowy ogromny... starsi mieli oko na tych młodszych i wszyscy grali w imiona imiona, rośliny rośliny, albo moczyli się w stawie Michasiek i suszyli się na starym walcu...
Aż żal, że tamte czasy już minęły bezpowrotnie. Moje przyszłe dzieci i dzieci mojego rodzeństwa albo przyjaciół raczej nie zaznają już wakacji tego rodzaju. Może i będą mieli fajniejsze, bo zobaczą kawałek świata, poznają obcą kulturę, ale czy dzięki temu ich więzy towarzyskie się umocnią? nie wiem! Pewnie wiele w tej kwestii zależy od nas, dorosłych. To dorośli dawniej dali nam możliwość przeżycia tak wielu przygód i to dorośli dawniej i dziś decydują o tym jak ich dzieci za 10 - 15 lat będą wspominały swoje wakacje. Myślę, że wyjazdy zagraniczne, czy kolonie nie są dla najmłodszych ważniejsze od zwykłego kontaktu z dziadkami, ciociami, rodzeństwem. to jest przecież bezpłatne i takie proste w realizacji, dlaczego jednak nie doceniane?!
Skąd te moje przemyślenia? Ano przez artykuł jednego z czasopism internetowych, przedstawiający skrajnie trudną sytuację pracujących rodziców w trakcie lata! Podobno nie mają co zrobić ze swoimi dziećmi w czasie gdy sami pracują! Domagają się otwarcia szkół, nie zawracając sobie głowy potrzebami własnych dzieci - one też potrzebują odpoczynku, odrobiny wolności! Moje wewnętrzne dziecko aż krzyczy: Ja? do szkoły w wakacje? nigdy! ja chcę do babci na Siedliska! I one też chcą do babci, do cioci! Nie do szkoły!
Koniec i kropka!
Tak na marginesie! dziś są urodziny mojej chrześnicy Igi - wśród wielu życzeń jakie ode mnie otrzymała z samego rana jest to, by swoje życie przeżyła z radością, a dzieciństwo wspominała kiedyś z takim samym rozżewnieniem, jak ja przed chwilą.
M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz