Polubiłam jakiś czas temu na facebooku pewną stronę, taki
niby poradnik dla kobiet, czytadło o wszystkim i o niczym. Pomyślałam sobie
bowiem, że może przeczytam raz na jakiś czas mądry artykuł, może nawet na
felieton natrafię, dowiem się czegoś o świecie, inny punkt widzenia poznam. Bo
ilość publikacji i tematyka tejże strony zaskakiwała od początku. Nacieszyć się
nie mogłam, jako że nie kupuję żadnych gazet (te pieniądze wolę wydać na
książkę, albo inne pierdoły. mam Internet, w którym znajdę to wszystko, czego z
czasopism mi brakuje i mam go za darmo) i zwykle czytam co zechcę, a tu czytam
to co jest, co mi do głowy by nie przyszło by w googlach poszukać.
I tak czytałam, czytałam, czytałam i… rozmyślałam nad swoim
życiem, nad naszym życiem, no i dochodziłam do pewnych jakże dziwnych wniosków:
mój mąż mnie kocha, ale ilość naszych złych nawyków przekreśla dalszy związek,
raczej nie należę do kobiet sukcesu, brakuje mi pewności siebie, nie zrobiłam w
swoim życiu nawet połowy tego, co prawdziwa kobieta zrobić powinna, moja
przyszłość nie wróży najlepiej, robię wszystko to, co nie pozwala mi się
rozwijać i żyć pełnią życia. Zgłębiłam przy tym kilka „niesłychanie przydatnych
prawd” np. o tym jak zadbać o swój lepszy sen i o skórę po czterdziestce,
jakich błędów nie popełniać podczas depilacji strefy bikini, o tym nawet jak w
czterech krokach przetrwać chorobę. Łykałam to wszystko na początku jak młody
pelikan (w takim wirze czytania „intersujących” publikacji byłam), aż po pewnym
czasie moje oczy się otworzyły i tym oczom przestałam dowierzać, bo jakże to?
Ja śpioch z powołania nie wiem jak spać? Ja nie wiem jak chorować, po ostatnich
dwóch latach z koleżanką infekcją nieodstępującą mnie na krok? Really? A te
sondy o moim życiu… Że niby nasz związek nie ma przyszłości, a ja nie jestem
prawdziwą kobietą, bo nie wypełniłam miliona pięciuset dwudziestu dziewięciu
rzeczy, które gwarantują przejście z dziewczynki w kobietę? No dobra, może
pewności siebie mi brakuje, nigdy tego nie ukrywałam, ale żebym znowu nie żyła
pełnią życia? No sorry gregory chciałoby się powiedzieć – albo ze mną coś jest
nie tak, albo z tymi artykułami! Przemyślałam sobie tę sprawę. A i jeszcze w
między czasie wpadłam na świetną wypowiedź jednego z blogerów, który stwierdził,
że mimo iż poczytne są tego typu teksty, to on dla poczytności nie będzie się w
takiej partaninie babrał. No i doszłam do wniosku, że ja to czasem faktycznie
robię wiele rzeczy, które nie pozwalają mi oddychać pełną piersią, które mnie
tłamszą i tej pewności siebie nie dodają – czytam mianowicie takie głupoty,
bezmyślnie przyjmuję je do siebie i zamiast spędzić miły wieczór z mężem to
siedzę i myślę „O matko, przecież my nie mamy w zwyczaju wspólnego gotowania,
jak nic to nie jest udany związek”. Phi aż mi wstyd samej przed sobą i wstyd mi
za ten portal też, bo czytają go inne dziewczyny, którym się wmawia różne
dziwne rzeczy…
Nie, nie „odlubiłam” tej strony, bo a nóż widelec trafi się
tam jakaś perełka do poczytania, coś interesującego, traktuję ją jednak
znacznie bardziej wybiórczo, a jeśli tekst zaczyna się od zwrotu „5 powodów…”
albo „7 argumentów” od razu przewijam w dół. Bo lepiej w tym czasie otworzyć
książkę i parę stron nadrobić, albo obejrzeć powtórkę „O mnie się nie martw” i
przestać się zamartwiać.
M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz