Skoro ten blog miał być o mnie, o wszystkim co mnie dotyczy, co mnie interesuje, frapuje, przyciąga pociąga itd, to jak u każdej kobiety, tak i tu zabraknąć nie może kosmetyków.
Nie traktuje ich zapewne jak przeciętna statystyczna babka - nie są dla mnie alfą i omegą, nie wydaje na nie zbyt wielkiej kasy, często wyszukuje promocje, żeby w porfelu coś zostało po wypadzie do Rossmana albo Hebe, ale nie oszukujmy się, w naszym m1 są dosłownie wszędzie (nie jest to trudne gdy dwie osoby zamieszkują 30 m). Są ważne, jedne bardziej, inne mniej, do jednych wrócę do innych nie, a takie wpisy jak ten będę traktowała jako mini notatnik, żeby w przyszłości móc się wesprzeć przed spisaniem listy zakupów.
Jeszcze tylko słówko na temat tego, na co w kosmetykach zwracam uwagę - działanie, wydajność, zapach, konsystencja, łatwość użytkowania, wygląd opakowania - heh oczywiście wiem, że nie istnieją produkty idealne, ale fajnie jak choć 70% moich oczekiwań zostaje spełniona.
Oto moje buteleczkowe resztki:
Zacznijmy więc od Nivea, bo tej firmy ostatnio u mnie najwięcej...
Nawilżająca pianka oczyszczająca - konsystencja jak to pianka (lekka i przyjemna), zapach i opakowanie też ok, ale na tym plusy się kończą. Ja po całym dniu walki ze światem chciałabym mieć pewność, że moja twarz zostanie dokładnie oczyszczona, a ten produkt nie daje sobie rady ze zwykłym make-upem! Owszem na rano może być, ale nic więcej. Po kilku użyciach oddałam piankę Tajgerowi (on podkładu zmywać nie musi), on nie narzekał, ale on nigdy nie narzeka...
Szampon regenerujący - to już któryś z kolei z tej serii, w sumie to sprawdzony, przetestowany wielokrotnie i nie mam zarzutów. No ale ja akurat od szamponów nie mam zbyt wielu wymagań (ma się dobrze pienić i pięknie pachnieć, za resztę odpowiada odżywka). Moje włosy to ciężki temat - dość gęste, długie, przemęczone chyba tą moją tarczycą nieszczęsną, wypadają na potęgę, są suche i układać się nie chcą, a jeszcze ta ostatnia farba wrrrrr. No a mycie głowy z tym szmponem sprawia mi przyjemność więc już kupiłam kolejny:)
Lakier Volume sensation - żadna sensacja! jedyny plus to ładny zapach, ale cała reszta to porażka. Włosy nie są utrwalone tylko poklejone, nie dają się rozczesać, bo na głowie robi się jeden wielki uklej, a jak już naszarpiesz się ze szczotką lub grzebieniem to zaczyna to wszystko przypominać obraz nędzy i rozpaczy. Serio nigdy więcej!
Peeleng Slim no limit - właściwie to nie był to zły wybór, to co należy do zadań peelingu ten kosmetyk spełniał, jedyny minus to zapach. Po kilku użyciach zaczął mnie drażnić, jest zbyt intensywny nawet jak dla mnie absolutnej fanki cytrusów. I to go chyba dyskwalifikuje, bo po czasie musiałam się zmuszać żeby go użyć, a nie tędy droga!
Płyn micelarny Ideal Soft - to akurat mój pierwszy płyn micelarny (dotąd używałam toników), na razie jestem w fazie testów, może do niego wrócę, może nie, nie wiem. Wiem tyle, świetnie się sprawdzał w usuwaniu resztek makijażu, nie miał problemów z tuszem.
Serum Bioliq - to już moja druga buteleczka i jestem nim zachwycona. Absolutnie! Działa idealnie, nawilża, lekko ściąga (ale nie wyczuwalnie), faktycznie podnosi owal twarzy, łatwy w użyciu, cuuuudnie pachnie (tak jakby jabłkowo). Nie podoba mi się tylko jego opakowanie - końcówki nie da się żadnym sposobem wydobyć z butelki, o którą nomen omen zawsze obawiam się, że zbiję jak upadnie, a jeszcze i wygląda jak krople do nosa dla bobasów! aaaaa jeszcze jedno małe ale - wieczorem jakby skóra wymagała nałożenia po nim jeszcze kremu, no ale przecież to nie problem.
BB Rimmel - to też mój pierwszy kosmetyk tego typu, no i trudno tu o mądre porównania, ale mi się podobał bardzo! Idealnie kryje, rozświetla, łatwo aplikuje, wydajny (to wszystko patrząc oczywiście przez pryzmat tylko i wyłącznie podkładów, którym w niczym nie ustępuje). z pewnością do niego wrócę!
To by było na tyle...
M.