środa, 31 stycznia 2018

Pech dziś vs pech rok temu

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia - prawda stara jak świat! I na dodatek jaka prawdziwa! Tak tak - za chwile znajdzie się ktoś kto skrytykuje: wtf! Prawdziwa prawda! Powiedziała co wiedziała! Ale tak już jest z tymi powiedzeniami, że jedne trafiają do nas bardziej, a inne mniej! W to akurat dotąd nieszczególnie wierzyłam, aż do minionej soboty. Co się takiego wydarzyło i jak pech może przestać przerażać? Spieszę z opisem!
Żeby wszystko dobrze zrozumieć trzeba cofnąć się w czasie jakiś rok, może deko więcej. Była sobota, popołudnie... Wybraliśmy się z Jarosławem do Centrum Nauki Kopernik. Towarzyszyć miał nam mój brat z żoną i córeczką (to dla niej w głównej mierze organizowane było to wyjście), ale malutka się pochorowała i zostaliśmy z pięcioma biletami na nas dwoje. Postanowiliśmy jednak wykorzystać tą okazję. Dojechaliśmy w nienajlepszych humorach, wysiedliśmy z auta i bach! Wkładając klucze do kieszeni J upuścił na bruk swój telefon. Nie trzeba chyba nikomu wyjaśniać tego co się stało z kilkunastocalowym wyświetlaczem... Jak zobaczyłam tą koronkową pajęczynkę na ekranie puściły mi nerwy. Poryczałam się jak pięciolatka która spadła z roweru! Nastrój doszczętnie przepadł i nie były go w stanie poprawić nawet bajeranckie eksperymenty z piaskiem.
Telefon był niemal nowy wiec uznaliśmy, że najkorzystniej będzie naprawić go i tak też zrobiliśmy. Miesiąc później telefon był już glancuś, a mojemu bratu udało się w końcu wybrać do Ząbek. I co? Witając w garażu rodzinke małż mój po raz drugi upuścił telefon! Jak mydło wysliznął mu się z dłoni. Nie było ratunku! Szybka zbita po raz drugi! Nasze miny musiały wtedy mówić wszystko! Czy się popłkałam? A jakże! Co prawda wytrzymałam do wieczora żeby móc w spokoju, we własnym łóżku sobie pochlipać, ale to się chyba nadal liczy! Z telefonu nie było co zbierać, po poprzedniej naprawie i tak nie działał zbyt dobrze, tak wiec Jarek otrzymał w nagrodę pocieszenia nowy sprzęt.
Mało pecha? Mój kochany i elektronika w ostatnim czasie sie nie lubią, do tego stopnia, iż po kilku miesiącach na posadzce w pracy wylądował tablet. I tu już powolutku dochodzimy do sedna sprawy! Bo choć ta cała powtórka z rozrywki po raz kolejny wyprowadziła mnie z równowagi to do ostatniej soboty nie bardzo potrafiłam sobie uświadomić dlaczego nie wywołała ona u mnie potoku łez! W sobotę bowiem na płytki tuż przed naszym blokiem upadł mój smarfon. Ozdobiła go mało estetyczna pajęczynka, mimo zapewnień producenta LG o tym, że gorillaglass takie wytrzymałe jest! Ano nie jest! Starcia z pechem Jarka nie wygrało! Ale... Mnie to zanadto nie obeszło! To znaczy szkoda mi było telefonu, bo w sumie sprawny jest, nie zamierzałam go narazie zmieniać, ale nie było rozpaczy, darcia włosów z głowy, nerwów, nawet głosu nie podniosłam. Telefon schowaliśmy do kieszeni, zapominając o tym co się stało bo ważniejsze było coś innego! Na rękach miałam, a właściwie w chuście, Antosia!
Jakby on mi wypadł z rąk (a przecież takie historie się innym zdarzają) to byłby powód do lamentu. Ba! W życiu bym sobie nie darowała i wyła cały wieczór, i zapewne kilka następnych, bo ja tak już mam - wystarczyło odarzenie pieluszkowe, żeby mi łzy w oczach stawały. A telefon? Oj tam oj tam! Kupi się nowy! Grunt że byliśmy razem. Antoś wtulony we mnie, przyglądał się na kupki śniegu odrzucone z chodnika. Był bezpieczny. A za chwile miał spędzić fajny czas z mamą i tatą, i koleżanką swoją, i jej rodzicami. I tego czasu nie mogło nic popsuć! Nie było nic ważniejszego!
EEhhhh może to dziwne porównywać te dwie sprawy, bezpieczeństo dziecka i kwestie materialne, ale nie chodzi konkretnie o to, lecz o uwypuklenie zmiany podejscia. To że coś było ważne dla mnie rok temu, może zupełnie stracić na wartości za chwile! Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia! Wczoraj dałabym sie pokroić za najnowszego netbooka, a dziś największą radością byłoby dostać axkida.
Czy to źle że tak się to nam zmienia? Czy to oznacza że dawniej byłam bardziej samolubna? Nie! Kiedyś miałam inne priorytety, dziś mam inne, tamte ukształtowały te obecne, ukształtowały w pewnym sensie nas. I to fajnie że się zmieniły! Trzeba iść do przodu!!!
M.



sobota, 27 stycznia 2018

Ciotka klotka kajająca się...

Miałam ostatnio sen... (Tak! Tak! Tak! Moje bujne życie za zamkniętymi powiekami powrócilo po niemal półrocznej przerwie!) W śnie tym widziałam zdjęcie USG, na nim piękna, maleńka, rozczulająca stopa! Pięć paluszków, piętka drobniutka jak grosik i gdzieś w oddali twarzyczka bobasa. Znałam jego imię, cieszyłam się z jego obecności i gratulowałam szczęśliwej mamie - mojej siostrze Monice. To miała być dziewczynka, Zosia... Zosieńka... Sophie!!!
Siostra co prawda w tym śnie do najszczęśliwszych nie należała, zupełnie jak w realu, zmizerniała, bo pracą przemęczona, za dużo na siebie wzięła! Kazałam jej brać witaminy! -Nie te!!!! -Zwariowałaś?!!!? Tamte mają lepszy skład! Wyśle Ci SMSem nazwę tych co ja brałam w ciąży będąc! Jadłaś coś dzisiaj? - tak ją ganiłam i do pionu ustawiałam! Uszczęśliwić na siłe chciałam! A ona na mnie jak na wariatke patrzyła...
Zupełnie jak wtedy gdy jej ten sen opowiedziałam, zaznaczając że Antonio by się cieszył, gdyby za kilka lat mógł się bawić z rówieśnicą! Bez pardonu oświadczyłam nawet żeby pomyślała o dzieciach! A potem wróciłam do domu i zrobiło mi się głupio! Zamieniłam się w taką co to zdanie swoje lubi narzucać! Kolejną ciotke klotke, która na imieninach babci wbija swój przytłusty paluch w brzuch świeżo upieczonej mężatce, zapytując kiedy dzieci będą! A przecież ja nie tak dawno nienawidziłam takich sytuacji! Wzrokiem zabijałam wszystkie odważne wścibskie. A teraz sama tak zrobiłam. Co mi na rozum padło? Oczywiście dzieci to szczęście niebywałe, ale nie dla każdego, nie w tym samym czasie. I pal go licho jeśli w głowie takiej "napastowanej" dziewczyny pojawia się już ten maluszek w planach, ale jeśli to czysta abstrakcja, to reakcja na akcję może nieco "napastującego" zaskoczyć. Ja po łapach co prawda nie dostałam, ochrzanu też nie było, ale mina M, mówiła, a wręcz krzyczała: WEŹ SIE OGARNIJ I ZAJMIJ SWOIM ŻYCIEM! Nooo ale dotarło to do mnie dopiero w domu! Wtedy też powziełam postanowienie! Więcej takich głupich wywodów robiła nie będę, ani siostrze, ani żadnej innej kobiecie. Muszę zająć się swoim życiem i przygotować możliwie najbardziej ciętą ripostę na czekające mnie z kolei pytania: "synek już jest, to kiedy córeczka?", "kiedy drugie, no bo przecież nie chcesz jedynaka wychowywać?" Bo że takie się pojawi to ja jestem pewna, nie znam tylko dnia ani godziny! M.

PS. Wybacz siostra☺


2018! Nowy rozdział (nie)poważnej...

Nieml miesiąc temu rozpoczął się rok 2018, zupełnie Nowy Rok i chciałoby się napisać nowe cele i marzenia! Ale kurcze moje ciągle błądzą gdzieś wokół tego bloga! Postanowiłam wiec spróbować tu wrócić...
Trochę mam pietra, trochę jestem zmęczona, nie wiem czy podołam! Ale sobie powtarzam "jak nie teraz to kiedy?" Za pięć czy dziesięć lat może być za późno, znajdę się w zupełnie innej czasoprzestrzeni, inne priorytety przesłonią moje marzenie, a ja ciągle z nieskrywanym sentymentem będę biadoliła mężowi że chciałam, że to było coś fajnego, że coś mi umknęło! Nie mam na to już czasu! Ostatni rok miał niby 365 dni, a minął tak szybko! kolejne przelecą jeszcze szybciej, tym bardziej że jak to powiedział ktoś mądry: z minuty na minutę, każda sekunda staje się krótsza.
A ja się tego boję! chcę zatrzymać nieco ten czas, nacieszyć się tym co tu i teraz, bo nigdy nie było lepiej!
Trochę w pogoni za umykającym marzeniem, trochę dla własnej satysfakcji, odrobinę przez lekki prztyczek w nos i podsuniętą lekturę, w znacznym stopniu przez kusicielstwo A, dla siebie... Jestem tutaj znowu. Nadal (nie)poważna mężatka i już najszczęśliwsza mama. Martyna