Z kwestii technicznych: wydanie dowodu dla dziecka jest bezpłatne, dla takich berbeci jak Antek dowody wydawane są na okres 5 lat, wniosek składa jeden z rodziców i ten sam rodzic odbiera dowód po wcześniejszym wylegitymowaniu się, czas oczekiwania (na przełomie marca i kwietnia) wynosił około dwóch tygodni.
Innym ważnym dokumentem, o którym warto pamiętać choć nie jest obowiązkowy, jest karta EKUZ, która uprawnia do leczenia za granicą w ramach opłacanych przez nas składek w Polsce. Tym też zainteresowałam się nieco wcześniej, dzięki czemu już od kwietnia noszę nasze karty w portfelu. By uzyskać kartę drukujemy odpowiedni wniosek ze strony internetowej NFZ, wypełniamy pierwszą stronę, skanujemy ją i wysyłamy mailem do przynależnego nam oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia (taką ścieżkę wyrobienia kart wybraliśmy my, ale podobno można uzyskać swoją kartę podczas wizyty w oddziale NFZ). Karty EKUZ przyszły do nas pocztą po tygodniu. Ich wyrobienie jest bezpłatne.
No i trzecia sprawa - ubezpieczenie dodatkowe dla naszej trójki. Mimo kart EKUZ, które zapewniają nam bezpłatne leczenie za granicą, warto wykupić jeszcze polisę na te kilka dni w dowolnym towarzystwie. Po co, ktoś mógłby się zapytać, po co dublować EKUZ i polisę? A no wypadki chodzą po ludziach, zdarzyć się może, że dla ratowania naszego życia potrzebny będzie transport lotniczy, albo spowodujemy wypadek samochodowy, w którym ucierpi ktoś inny... Tego typu kosztów nikt z nas nie chciał by ponosić i przed tym właśnie chroni ubezpieczenie o którym mówię. My wybraliśmy ofertę PZU i ich opcję ubezpieczenia PZU Wojażer - za 170 złotych, z lekką górką, ubezpieczyłam całą naszą trójkę - cena to chyba niezbyt wygórowana za 100% pewności?! Przyznam że ofert nie porównywałam, choć wiem że istnieją do tego celu przeznaczone strony internetowe. Uznaliśmy PZU za na tyle rzetelną firmę, że nie będziemy się o nic "prosić" w razie Wu! Wszystko załatwiłam telefonicznie, w kilka minut, co jest dodatkowym plusem.
Ach, zapomniałabym! Winiety. Pisałam ostatnio o naszym wyborze trasy. Wtedy nic, poza jasno sprecyzowaną drogą, nie mieliśmy ogarnięte. Jarosław wybrał, oznaczył na mapkach i tyle... Tak na poważnie przysiadł do tego jednak dopiero w ubiegły weekend, przeliczył wszystko i zakupił w końcu winiety autostradowe...
Choć można to zrobić na miejscu, uznaliśmy, że łatwiejsze będzie to w domu, przez internet (z tłumaczem z Googla). Piszę że przeliczył, bo faktycznie przeliczyć należało to, co jest bardziej opłacalne - dwie tygodniowe winiety czy też jedna miesięczna. Nasza podróż to jedenaście dni więc ta tygodniowa winieta by nie wystarczyła, a jak się okazuje jest niewiele tańsza niż miesięczna. Wszystko porównać i zakupić można chociażby tu. Łącznie (za Węgry i Słowację) jest to koszt około stówki - 14 € za Słowację i 4780 HUF, no i doliczyć trzeba do tego kilka złotych za przewalutowanie na Euro i Forinty.
Ufff formalności (których nienawidzę chyba najbardziej) zostały załatwione, teraz przed nami spisywanie listy rzeczy do wzięcia, czytanie przewodnika, ostatnie zakupy... Powolutku zaczyna nam się klarować cały wyjazd i choć mam przeogromnego pietra to wraz ze wzrostem strachu rośnie też moje podniecenie całą wyprawą. Właśnie teraz przede mną leży notes, do którego co chwilę dopisuję nowe pozycje "do zabrania", wielką kartka z pomysłami na menu na drogę i lista spraw do załatwienia przed wyjazdem: w końcu fryzjer, kosmetyczka, fizjoterapeuta dla mojej szyi i zamówienie z apteki same się nie zrobią😲 No i choć oczy mi się kleją, to akurat ja - fanka wszelkiego rodzaju list, cieszę się jak dziecko... M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz