Nasz synek tydzień temu skończył siedem miesięcy. Ten czas to siedem miesięcy bliskości, największej jakiej w życiu zaznałam ja sama. Bliskości ponad wszystko - zmęczenie, ból, własne potrzeby, a nawet przekonania. To siedem miesięcy tulenia przy piersi Antosia, przyglądania się na jego maleńkie uszka, paluszki, nosio. Siedem miesięcy karmienia piersią - może nie najłatwiejsze, ale z całą pewnością najwspanialsze! Dlatego krew mi się wzburzyła gdy od fachowca z dziedziny rozwoju niemowląt usłyszałam, że to karmienie to przereklamowana sprawa jest i dlatego też zdecydowałam się o tym napisać, tym bardziej, że moja droga ku temu, by dziś się cieszyć i chwalić, była dosyć nietypowa.
Swoje zdanie na temat karmienia piersią wyrobione miałam zanim zaszłam w ciążę, ba! Zanim w ogóle pojawiła się ona w naszych planach! Piersi miałybyć moje i tylko moje, a do karmienia dziecka służyć miały butelki i mieszanka! Tak w skrócie klarował się mój pogląd, który z dumą prezentowałam wsród rodziny i znajomych. Oberwało mi się za to od teściowej, która nie potrafiła zrozumieć mojego toku myślenia i głośno wyrażała swój sprzeciw. Podczas jednej z takich rozmów dostałam niemałe bęcki od mamy Jarka. Usłyszałm że ona wychowała sześcioro dzieci, nie wszystkie mogła karmić, i chociaż nie było w tym jej winy to sobie tego darować nie mogła, a ja wygaduje tu bzdury jak potłuczona o tym że piersi ważniejsze. Moja bratowa próbowała mnie "nawrócić", tłumacząc coś o więzi i bliskości, czego zupełnie nie rozumiałam. Inni, a właściwie inne (bo w tego typu rozmowach udzielają się głównie kobiety), tylko się śmiali, z niedowierzaniem, kiwajac głową. A ja tak trwałam w swoim myśleniu, aż zaszłam w ciążę i zaczęłam się zastanawiać nad tym jak to wszystko będzie wyglądało w praktyce. Wiedziałam z czym wiąże się opieka nad maluchem, zaczęło też dochodzić do mnie to, iż dziecko nie pozwoli mi w nocy pospać (czego w sumie obawiałam się najbardziej). Dlatego przeprowadziłam rachunek zysków i strat. Zupełnie na chłodno. Wstawanie w nocy, robienie mleka, mycie butelek, wyparzanie/sterylizowanie ich, wydawało mi się strasznie skomplikowane. Postanowiłam spróbować karmienia piersią, zaoszczędzając tym samym czas na sen (był on dla mnie zawsze niezmiernie ważny, uważałam go za jedną z najprzyjemniejszych czynności). Ale bez nadmiernego parcia na kp - jeśli by się nie udało włosów z głowy bym nie rwała. Kupiłam zapas butelek tommie tippie, podgrzewacz, ociekacz sprezentowała mi mama, także gotowa byłam na każdą ewentualność. W planie porodu zaznaczyłam, że zgadzam się na dokarmianie, bo nie miało to dla mnie tak wielkiego znaczenia jak to by Antoś był po prostu najedzony i szczęśliwy.
Dziś już nie wiem, czy faktycznie w szpitalu mój synek dostał mm. Po cięciu cesarskim przystawiono mi go do piersi po jakiejs godzinie, gdy już leżałam w sali pooperacyjnej. Jadł podobno pięknie, ssał bez najmniejszych problemów, choć mi trudno było to ocenić przez silne leki przeciwbólowe. Niewiele pamiętam z pierwszej doby po porodzie: położne, pielęgniarki, moi rodzice a nawet Jarosław który był przy mnie niemal cały czas przebijają się jakby przez mgłę. I to jedno karmienie... Czy było ich więcej? Co się działo w nocy oprócz niezdarnej próby pionizacji? Zupełnie nie kojarzę! Od drugiego dnia jednak Antoni był przy mnie i choć poruszanie się przychodziło mi jeszcze niezbyt łatwo, to karmienie wychodziło znakomicie. Leżał obok mnie, w przydużych ubrankach i bez przerwy podjadał. A ja się cieszyłam, bo to było prostsze i przyjemniejsze niż sobie dotąd wyobrażałam. Przygarniałam go do siebie, tuliłam i działo się samo!
Przez następne miesiące oprócz jednego epizodu, gdy kiepska technika karmienia najzwyczajniej wygrała z moimi już mocno rozbudzonymi chęciami (ale może o tym kiedy indziej), karmiłam z największą radością. Do dziś się to nie zmienia. Widzę w tym same plusy - poczynając od tych zdrowotnych, o których wypowiadać się nie będę, bo zwyczajnie brakuje mi kompetencji, poprzez emocjonalne, na logistycznych skończywszy. By zrozumieć czym dla więzi mamy i dziecka jest kp, to trzeba po prostu przeżyć, doświadczyć, poczuć. Logistykę natomiast wyłożyć mogę - Antonio śpi z nami, kiedy budzi się głodny nie muszę biegać po mleko, bo mam je zawsze gotowe, idealnie ciepłe... Nawet na zbyt długo oczu otwierać nie muszę. Może ktoś podrzuci temat uwiązania w domu, tęsknoty za samotnym wyjsciem, wypadem z koleżankami - mi tego jednak nie brakuje, aż tak jak przypuszczałam że będzie, a jak już zbyt mocno zatęsknie za samotnością, chce wyjść do ludzi, to przecież istnieje jeszcze coś takiego jak laktator, woreczki do mrożenia pokarmu, butelka i wprawiony w bojach tatuś... Wszystko da się pogodzić jeśli się chce! W tym wypadku warto!!! Ja tych naszych siedmiu miesięcy nie zamieniłabym na nic, dzięki karmieniu piersią są one jeszcze bardziej magiczne. Dziś się tylko uśmiecham do wspomnień o tym jakie miałam podejście do tego tematu, ale pobłażliwie, bo do wszystkiego trzeba w życiu dojrzeć. Do roli mamy też!
M - już po karmieniu😉
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz