niedziela, 21 sierpnia 2016

Jest wszędzie i zawsze zbyt blisko, rzecz o natrętnym sąsiedzie!


Wprowadzasz się do swojego wymarzonego mieszkania, urządzasz skrupulatnie swoje gniazdko, dbasz o to by podczas najbardziej newralgicznych momentów remontu nie przeszkadzać zanadto swoim sąsiadom, w końcu na tych dobrych relacjach sąsiedzkich Ci zależy (bo przecież w bardzo bliskiej odległości będziecie pędzić swoje życie).  Z czasem ich poznajesz, każdego z osobna, po kolei. Najpierw jest nieśmiałe dzień dobry, później uśmiech i uprzejme przytrzymanie windy w garażu, potem może kawa, albo wspólne oglądanie meczu w ramach integracji, relacja się zacieśnia i nawet nie zauważasz kiedy zaczynają się obawy, że mogą wyleźć z lodówki gdy ją otworzysz, albo z szafy wyskoczyć, gdy zaczniesz się przebierać! Czy jest to realna sytuacja? Jak najbardziej! Poniżej moja ocena naszych sąsiedzkich relacji!






Zaraz po zakupie mieszkania w Ząbkach mieliśmy/miałam wielkie nadzieje na rozwinięcie nowych znajomości, w pobliżu, może nawet za ścianą. Nie przeliczyłam się, niemal od razu poznaliśmy sąsiadów z dołu, miłych państwa dwoje drzwi dalej, młodego mężczyznę dzielącego z nami ścianę, sympatyczne małżeństwo z drugiego piętra. Spotykaliśmy się najpierw przelotnie, żartowaliśmy z perypetii remontowo-wykończeniowych. Temu wszystkiemu towarzyszyła ogromna ciekawość i podekscytowanie, podsycana jeszcze dodatkowo brakiem zasłon/rolet/żaluzji okiennych. Nieeee, nie chodzi mi tu o podglądactwo, czy wścibstwo, może jedynie o szukanie inspiracji albo pomysłów w chwili, gdy po miesiącu w spartańskich warunkach kończy się kreatywność. Czas względnego spokoju i odpoczynku po przebojach z pędzlem i śrubokrętem, zweryfikował pewne relacje – jedne zupełnie wygasił (ograniczając je jedynie do –cześć –cześć) inne rozwinął poprzez spacery, spotkania przy kawie i ciastku, czasem przy mocniejszych trunkach. I dobrze, bo człowiek to z reguły zwierzę stadne, które mimo sporadycznej potrzeby przebywania w samotności, niemal usycha bez kontaktu z drugim homo sapiens. Dobrze też, że nie każda z tych znajomości otrzymała szansę rozwoju – wszystkich srok za ogon złapać się nie da, a jak to mówią lepiej mieć kilku bliskich przyjaciół niż wielu znajomych, na których nie zawsze można liczyć. Świetnie jest móc obserwować jak te przyjaźnie się rozwijają, swoim trybem, w swoim czasie, bez pospieszania, ze stopniowym zdobywaniem zaufania. Przyjaźń na „łapu capu” nie ma szans! Podobnie jak akcje spontaniczne (przynajmniej w moim przypadku!) a o czym mówię? Sytuacja sprzed czterech miesięcy – po długiej nocy z kieliszkiem wina w dłoni zaprosiłam do nas zupełnie nieznajomych sąsiadów z drugiego bloku, co zakończyło się, co prawda zabawnymi wspomnieniami, aczkolwiek obecnie kompletnym brakiem kontaktu obecnie.
Dziś po roku mieszkania możemy z dumą powiedzieć, że znamy dużą część I etapu Neptuna, co było nie do pomyślenia, gdy wynajmowaliśmy nasze poprzednie lokum i sąsiadów „drzwi w drzwi” znaliśmy tylko z widzenia. Z dumą też możemy powiedzieć, że w razie nagłej potrzeby możemy znaleźć pomoc u jednych, drugich albo i trzecich sąsiadów. Jedni okazali się pomocni przy uporaniu się z papierologią, inni zaproponowali wiertarkę, której dotąd się nie dorobiliśmy, a była niezbędnie potrzebna, jeszcze inni natomiast o jedenastej w nocy obudzili nas (ryzykując potężnym ochrzanem), bo zostawiliśmy klucze na zewnątrz. My chyba też nie pozostaliśmy dłużnikami – moje ciasto lion ma już stałych wielbicieli, a alkomat Jarosława uratował tyłki niejednemu kierowcy! Przykłady można by mnożyć, co stanowczo zaprzecza licznym memom, które co i rusz rozbawiają oglądaczy demotywatorów.



Jak to mówią jednak bywają wyjątki potwierdzające regułę, wyjątki, które psują całą moją radochę z sąsiedztwa – nie jest to osiedlowy, moherowy monitoring (na naszym młodym osiedlu jest chyba tylko jedna starsza Pani), lecz ludzka bezmyślność , w puszczaniu samopas piesków i dzieci. No przepraszam za takie zestawienie, ale i zwierzęta i dzieciaki potrafią wyrządzać wielkie szkody, a i często z stanowią zagrożenie same dla siebie. O tym jednak kiedy indziej. Drugą rzeczą, która zaś nam ostatnio doskwiera, to zbytnia nachalność. Czasami ludzie próbują wchodzić z butami w życie innych, nie rozumiejąc, że ci drudzy nie chcą zacieśniać relacji jeszcze bardziej niż dotąd. Że odpowiada im dotychczasowa sytuacja. Z takimi ludźmi i my mamy styczność. W takiej relacji teraz tkwimy – jedna strona próbuje nieco wyhamować, ostudzić emocje, druga zaś prze natarczywie. Tylko do czego? Do ciągłych spotkań, które nie zawsze są możliwe, do ciągłych rozmów na facebooku, które bywają straszliwie męczące, wspólnej pracy nawet, która nie wiem czy w obecnej sytuacji będzie zdrowa! Ta druga strona dla osiągnięcia swoich celów stosuje nieczyste zagrania, odwiedza na przykład pod pretekstem pożyczenia butelki wody, czy cukru pudru, wypisuje żarty w smsach albo żali się na stan zdrowia, byleby zaczepić pogadankę. Trochę w tej relacji czujemy się zaszczuci, a żeby dodać sobie rezonu żartujemy, że aż strach otworzyć lodówkę, żeby nie wyskoczył z niej sąsiad. To taki trochę czarny humor w sytuacji właściwie bez wyjścia – bo z jednej strony nie chcielibyśmy stracić fajnej znajomości, ale obecny stan rzeczy nie pozwala na nią.  Jak sprawę załagodzić? Nie wiem… Na razie stosujemy taktykę unikania! Co będzie dalej? Jak zwykle czas pokaże!

To drobny żarcik, tak na podsumowanie...

                                                                                                                         M.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz