wtorek, 15 maja 2018

Przygotowania do wyprawy cz. 1


    Zdjęcie pochodzi z serwisu Itaka.pl

Półtora roku temu, w zimnym październiku, po powrocie z pracy, Jarosław oznajmił mi "jedziemy do Chorwacji, zabukowałem hotel, wybrałem termin, jedziemy!!!" Na 28 lipca zaplanował wyjazd z Polski, powrót dziesięć dni pózniej... Szykowało się tak pięknie! Aż na początku grudnia usłyszałam w gabinecie lekarskim maleńkie serduszko Antosia i chwilę potem datę porodu - 28 lipca:-) zdziwienie? Tak, to chyba najlepsze określenie, bo choć o dziecko staraliśmy się od kilku chwil, to ta pokrywająca się data wywołała lekki szok. Wakacje odwołaliśmy, by 28 lipca cieszyć się już miesięcznym Antkiem w domu - było jeszcze piękniej😊.
W tym roku jednak wszystko wskazuje na to, że jedziemy! Planowana data wyjazdu 11 czerwca, tak więc czasu coraz mniej, a przygotowań nie ubywa...
Dla mnie jest to wyzwanie niczym wejście na szczyt Kasprowego (z moim i Jarka lękiem wysokości? Nie do przebycia!) - no bo jak zaplanować 16-to godzinną podróż z roczniakiem, jak zapakować cały ten majdan by niczego nie zabrakło, jakie atrakcje/region Chorwacji wybrać by było ciekawie, ale i by wypocząć? Czy to w ogóle dobry pomysł? Czy to się może udać?
Podjęliśmy rękawice i od marca uparcie dążymy do naszego celu nad Adriatykiem. W kilku najbliższych postach postaram się co nieco opowiedzieć😊
Ale może po kolei i nie wszystko na raz!
Dziś kwestia auta, drogi i wszystkiego co z tym związane! Na szczęście ta działka przygotowań w 90% spadła na Jarka...
On wybrał najpierw nasze nowe auto (nie nie, kwestia jego kupna nie była podyktowana tylko wyjazdem, a właściwie w ogóle nim nie była podyktowana - drugie auto było potrzebne w domu, ponieważ przy maluchu moja Ząbkowska ulica z dogodnego komunikacyjnie miejsca zamieniła się w utrapienie. Jak się okazało trudno się stąd wydostać, z wózkiem wszędzie jest daleko), duże, bardzo wygodne auto, z pokaźnym bagażnikiem i co najważniejsze duuuużo młodsze, a przy tym pewniejsze aniżeli nasza pełnoletnia już Gabrysia (robocza/pieszczotliwa nazwa naszej Astry). Do mnie należy tylko zaprowadzenie go w najbliższych dniach do zaufanego mechanika, żeby posprawdzał ją jeszcze, skorygował ewentualne usterki, tak byśmy bezpiecznie dotarli do celu. Na tym właściwie zamyka się mój udział w tej części przygotowań, jeśli nie policzymy mojego yhyyyym, ahaaa, okej, masz rację, gdy pytana o zdanie na temat trasy próbowałam wykazać zainteresowanie😂
Co do drogi do Chorwacji jest kilka szkół - jedni uważają, że wieść powinna przez Czechy, Austrię i Słowenię, inni twierdzą, że wygodniej przez Słowację i Węgry. Nie wiem jak lepiej, wiem tylko, że Jarosław wybrał opcję drugą - polecali nam ją znajomi jako wygodniejszą i tańszą.
Droga ta wiedzie ponadto w okolicach Balatonu, który również chcieliśmy zobaczyć. Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli w Sjofoku spędzimy dwa dni, wracając już z naszych wakacji. W drodze do zaś zatrzymamy się w pensjonacie nad Dunajem, w północnych Węgrzech.
Zdajemy sobie sprawę jak wykańczająca dla kierowcy jest wielogodzinna jazda - dlatego trasę dzielimy na dwie części. Ponadto nasz mały podróżnik, przypięty ciasno w foteliku, mógłby się buntować nawet gdybyśmy po Bożemu robili co godzinę przerwę. Bez sensu katować jego i Jarka, wygodniej, bezpieczniej przenocować gdzieś w połowie drogi.
Tak więc postanowione... Teraz jeszcze kwestia winiet autostradowych i klarowne oznaczenie pop. Wiem że Jarek nad tym pracuje i jak tylko wyklaruje się coś konkretnego z jego przemyśleń to napiszę tutaj...
Udało się już za to ogarnąć wszystkie sprawy formalne, co takiego? Opiszę niebawem. M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz