Zdjęcie pochodzi z serwisu Itaka.pl
Półtora roku temu, w zimnym październiku, po powrocie z pracy, Jarosław oznajmił mi "jedziemy do Chorwacji, zabukowałem hotel, wybrałem termin, jedziemy!!!" Na 28 lipca zaplanował wyjazd z Polski, powrót dziesięć dni pózniej... Szykowało się tak pięknie! Aż na początku grudnia usłyszałam w gabinecie lekarskim maleńkie serduszko Antosia i chwilę potem datę porodu - 28 lipca:-) zdziwienie? Tak, to chyba najlepsze określenie, bo choć o dziecko staraliśmy się od kilku chwil, to ta pokrywająca się data wywołała lekki szok. Wakacje odwołaliśmy, by 28 lipca cieszyć się już miesięcznym Antkiem w domu - było jeszcze piękniej😊.
W tym roku jednak wszystko wskazuje na to, że jedziemy! Planowana data wyjazdu 11 czerwca, tak więc czasu coraz mniej, a przygotowań nie ubywa...
Dla mnie jest to wyzwanie niczym wejście na szczyt Kasprowego (z moim i Jarka lękiem wysokości? Nie do przebycia!) - no bo jak zaplanować 16-to godzinną podróż z roczniakiem, jak zapakować cały ten majdan by niczego nie zabrakło, jakie atrakcje/region Chorwacji wybrać by było ciekawie, ale i by wypocząć? Czy to w ogóle dobry pomysł? Czy to się może udać?
Podjęliśmy rękawice i od marca uparcie dążymy do naszego celu nad Adriatykiem. W kilku najbliższych postach postaram się co nieco opowiedzieć😊
Ale może po kolei i nie wszystko na raz!
Ale może po kolei i nie wszystko na raz!
Dziś kwestia auta, drogi i wszystkiego co z tym związane! Na szczęście ta działka przygotowań w 90% spadła na Jarka...
On wybrał najpierw nasze nowe auto (nie nie, kwestia jego kupna nie była podyktowana tylko wyjazdem, a właściwie w ogóle nim nie była podyktowana - drugie auto było potrzebne w domu, ponieważ przy maluchu moja Ząbkowska ulica z dogodnego komunikacyjnie miejsca zamieniła się w utrapienie. Jak się okazało trudno się stąd wydostać, z wózkiem wszędzie jest daleko), duże, bardzo wygodne auto, z pokaźnym bagażnikiem i co najważniejsze duuuużo młodsze, a przy tym pewniejsze aniżeli nasza pełnoletnia już Gabrysia (robocza/pieszczotliwa nazwa naszej Astry). Do mnie należy tylko zaprowadzenie go w najbliższych dniach do zaufanego mechanika, żeby posprawdzał ją jeszcze, skorygował ewentualne usterki, tak byśmy bezpiecznie dotarli do celu. Na tym właściwie zamyka się mój udział w tej części przygotowań, jeśli nie policzymy mojego yhyyyym, ahaaa, okej, masz rację, gdy pytana o zdanie na temat trasy próbowałam wykazać zainteresowanie😂
Co do drogi do Chorwacji jest kilka szkół - jedni uważają, że wieść powinna przez Czechy, Austrię i Słowenię, inni twierdzą, że wygodniej przez Słowację i Węgry. Nie wiem jak lepiej, wiem tylko, że Jarosław wybrał opcję drugą - polecali nam ją znajomi jako wygodniejszą i tańszą.
Droga ta wiedzie ponadto w okolicach Balatonu, który również chcieliśmy zobaczyć. Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli w Sjofoku spędzimy dwa dni, wracając już z naszych wakacji. W drodze do zaś zatrzymamy się w pensjonacie nad Dunajem, w północnych Węgrzech.
Zdajemy sobie sprawę jak wykańczająca dla kierowcy jest wielogodzinna jazda - dlatego trasę dzielimy na dwie części. Ponadto nasz mały podróżnik, przypięty ciasno w foteliku, mógłby się buntować nawet gdybyśmy po Bożemu robili co godzinę przerwę. Bez sensu katować jego i Jarka, wygodniej, bezpieczniej przenocować gdzieś w połowie drogi.
Tak więc postanowione... Teraz jeszcze kwestia winiet autostradowych i klarowne oznaczenie pop. Wiem że Jarek nad tym pracuje i jak tylko wyklaruje się coś konkretnego z jego przemyśleń to napiszę tutaj...
Udało się już za to ogarnąć wszystkie sprawy formalne, co takiego? Opiszę niebawem. M.
On wybrał najpierw nasze nowe auto (nie nie, kwestia jego kupna nie była podyktowana tylko wyjazdem, a właściwie w ogóle nim nie była podyktowana - drugie auto było potrzebne w domu, ponieważ przy maluchu moja Ząbkowska ulica z dogodnego komunikacyjnie miejsca zamieniła się w utrapienie. Jak się okazało trudno się stąd wydostać, z wózkiem wszędzie jest daleko), duże, bardzo wygodne auto, z pokaźnym bagażnikiem i co najważniejsze duuuużo młodsze, a przy tym pewniejsze aniżeli nasza pełnoletnia już Gabrysia (robocza/pieszczotliwa nazwa naszej Astry). Do mnie należy tylko zaprowadzenie go w najbliższych dniach do zaufanego mechanika, żeby posprawdzał ją jeszcze, skorygował ewentualne usterki, tak byśmy bezpiecznie dotarli do celu. Na tym właściwie zamyka się mój udział w tej części przygotowań, jeśli nie policzymy mojego yhyyyym, ahaaa, okej, masz rację, gdy pytana o zdanie na temat trasy próbowałam wykazać zainteresowanie😂
Co do drogi do Chorwacji jest kilka szkół - jedni uważają, że wieść powinna przez Czechy, Austrię i Słowenię, inni twierdzą, że wygodniej przez Słowację i Węgry. Nie wiem jak lepiej, wiem tylko, że Jarosław wybrał opcję drugą - polecali nam ją znajomi jako wygodniejszą i tańszą.
Droga ta wiedzie ponadto w okolicach Balatonu, który również chcieliśmy zobaczyć. Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli w Sjofoku spędzimy dwa dni, wracając już z naszych wakacji. W drodze do zaś zatrzymamy się w pensjonacie nad Dunajem, w północnych Węgrzech.
Zdajemy sobie sprawę jak wykańczająca dla kierowcy jest wielogodzinna jazda - dlatego trasę dzielimy na dwie części. Ponadto nasz mały podróżnik, przypięty ciasno w foteliku, mógłby się buntować nawet gdybyśmy po Bożemu robili co godzinę przerwę. Bez sensu katować jego i Jarka, wygodniej, bezpieczniej przenocować gdzieś w połowie drogi.
Tak więc postanowione... Teraz jeszcze kwestia winiet autostradowych i klarowne oznaczenie pop. Wiem że Jarek nad tym pracuje i jak tylko wyklaruje się coś konkretnego z jego przemyśleń to napiszę tutaj...
Udało się już za to ogarnąć wszystkie sprawy formalne, co takiego? Opiszę niebawem. M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz