wtorek, 10 marca 2015

Bonusik informacyjny dla kobiet w dniu mężczyzny:)




              Dużo czasu minęło od mojego ostatniego wpisu, a tu się wiosna zaczyna rozkręcać - piękne słońce, dużo witaminy D i w sumie innych witamin, bo już w sklepach się nowalijki pojawiać zaczęły (wiem wiem, to ze szklarni, jeszcze nie dogrzane prawdziwym słonkiem, ale zawsze to coś...), w między czasie przeminął nam tulipanowy w ostatnich latach Dzień Kobiet (moje tulipsy u góry dla wszystkich, acz nielicznych czytelniczek), ja zaś zaliczyłam dwa mega ciężkie tygodnie, W sumie można by powiedzieć, że z pracy nie wychodziłam... choć i tu ja uparta mogę znaleźć przynajmniej trzy pozytywne aspekty: nadgodziny to zawsze dodatkowa kasa, brak czasu dla siebie to brak czasu i sił na kłótnie z Tajgerem (wiec się trochę uspokoiło u nas) i ostatni, pewne szkolenie, mało ciekawe i w sumie nie wnoszące zbyt wiele do mojej pracy, z jednym małym ale... I dziś o tym Ale... Oto ono:


              Powyżej schemat trójkąta dramatycznego. Tej jednej jedynej informacji, którą wyciągnęłam z dwudniowego szkolenia i która pomocna może być nie tylko w mojej pracy, ale też w życiu. Okazuje się, że każdy z nas w relacjach z innymi wchodzi w pewne role, schematy - one pozornie pozwalają nam na łatwiejsze odnalezienie się w stresujących sytuacjach. Mówię pozornie, bo tak naprawdę utrudniają wręcz drogę do rozwiązania, angażując ogromną porcję energii i emocji. Jak to działa? Bardzo prosto, dlatego też podam najprostszy przykład z naszego Tajgerowego życia! Sytuacja powtarzająca się tydzień w tydzień - Martyna chce być supermenką, idealną wręcz panią domu, sprząta, gotuje, za pieczenie się nawet zabrała (:-P tak tak, za pieczenie), uwija się wręcz jak mróweczka. Bierze na siebie wszystko co może, bo kto jak nie ona - wchodzi tym samym w rolę ratownika - ale w końcu już nie może... smutna prawda dochodzi do niemądrej główki! Mówi sobie: już nie dam rady, mam dość, wszyscy mnie wykorzystują, nikt nie pomoże, na nikogo liczyć nie mogę i zaczyna robić z siebie ofiarę, prowokując tym samym innych do wejścia w rolę prześladowcy i w sumie samemu się w niego przeistoczeniu, bo raz, że skoro taka słaba jest, no to łatwo ją będzie złamać do szczętu, a dwa, że frustracja jakąś drogę ujścia znaleźć musi. I tak Martyna najpierw biedną z siebie zrobi, mąż się wkurzy bo przecież słowem się superbohaterka nie odezwała, o pomoc nie poprosiła i się pokłócą, po czym ona będzie go chciała ukarać i zamieniając się w prześladowcę wyżywać się na nim będzie i jadem kąsać... aż jej przejdzie i znowu na tryb SUPERHERO się przełączy i cykl na nowo się zacznie. 
Heh jaki prosty ten trójkąt dramatyczny, ale jaka eureka przy tym jak się to dopasuje do pewnych sytuacji z życia. Ktoś by może powiedział, że to normalka, przecież trudno, żeby się nie pokłócili, ale jak się wie o pewnych mechanizmach można przeciwdziałać - Martyna przecież nie musi strugać idealnej kury, bo nikt tego od niej nie wymaga (oprócz jej samej i stereotypów zakorzenionych w jej głowie), nie musi brać na siebie tak wiele, wystarczy prosta komunikacja i rozdzielanie obowiązków na bieżąco, a co za tym idzie nie musi w pewnym momencie dochodzić do przekonania o tym, że jest ofiarą, a potem wyżywać się za własne błędy na całym świecie. 
Niestety w szklance miodu zawsze znaleźć się musi łyżka dziegciu, bo nawet jak się wie o tych wszystkich mechanizmach, to nie oznacza, że będzie się potrafiło wyplątać z trójkąta, Trzeba dużo pracować nad sobą, żeby w ogóle w pewnych sytuacjach zauważyć, że się w niego wdepnęło - przecież dochodzą emocje... a wyplątanie jest kolejną sztuką. Ale im dłużej o tym myślę, tym jestem pewniejsza, że sprawa jest warta zachodu. Przecież w tym wszystkim chodzi o nasze zdrowie psychiczne, nasz spokój i dobre relacje z ludźmi... 
Zainteresowanych odsyłam do artykułu Jacka Santorskiego i Marka Matkowskiego "To Twoja wina!". Kiedy wchodzimy w "trójkąt dramatyczny"? 

A na koniec mały żarcik, tak przy dniu mężczyzny - znaleziony gdzieś w necie...


                                                                                                                            M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz