Gdy wychodziłam w środę lekko po szóstej do pracy miałam głowę pełną planów - bo przecież kolejny etap sprzątania, bo w pracy kilka fajnych rzeczy do zrobienia, bo obiad, bo przygotowanie do korków i co? i nic! wróciłam do domu po osiemnastej i już przełykać nie mogłam, więc szybko pod kołdrę, bo do rana musi przejść, ale rano już nie miałam żadnych nadziei, było coraz gorzej... Pan doktor na zwolnienie mnie wysłał, powiedział, że to wirus. Wiec leżę już trzeci dzień, nic mi się nie poprawia, jak zwykle pod wieczór nic już mówić nie mogę... Siedzę cicho i daję się opiekować Jarkowi:)
Nie chce mi się nawet sięgać do książek, których górkę na stoliku obok łóżka zamieniłam na górkę specyfików farmaceutycznych. Ale nie nie, nie odrzuciłam swojej pasji całkowicie, trafiłam raczej na ciężki orzech - Lawendowy pokój.
Zapożyczona od Moniki, a ona ostrzegała, że nie jest tak rewelacyjna jak myślałyśmy, że to wcale nie jest tak zachwycająca historia miłości jak opisuje to okładka. No i się męczę. Bo zwykle mam tak, że gdy jakaś książka nie szczególnie mi podchodzi, to brnę przez nią jak po grudzie, wynajduję sobie całą masę innych czynności, żeby nie sięgnąć po książkę i nieraz tak przez kilka tygodni! Ile ja wtedy niezaplanowanych rzeczy zrobię, jak podgonię zaległości, oj oj! Tęsknię za swoim "światem z nosem w książce", ale nie rzucę w kąt tej i nie sięgnę po inną... Nie bo nie! tak już mam! Tak i teraz dobrnęłam do 160 strony i rozłożyłam ręce. Nikomu nie polecę tej książki i uznam za wielki sukces gdy sama przez nią przejdę! I o zgrozo skąd te wszystkie pozytywne opinie krążące w internecie?! Ja nie wiem czego cała reszta świata poszukuje w literaturze! Metafizyka? cytaty przesiąknięte filozofią? nauka? Aż się wzdrygam na samą myśl, bo ja szukam czegoś zupełnie innego!
A oto moja sterta oczekująca:
To zdjęcia sprzed kilku dni, tak się wtedy nie mogłam doczekać kiedy po ten Lawendowy pokój sięgnę, a tu taki pech i lipa! M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz