wspomniane karnisze w naszym wydaniu ... wiem wiem, jest źle!
Zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia. Bardzo niewielu rzeczy kupionych do naszego mieszkania byłam tak pewna jak tychże karniszy. Bo są delikatne, prawie niewidzialne i nie narzucają się swoim masywnym wyglądem. Design mi odpowiadał w 100% - przecież od początku wiedziałam, że masywnych firan w naszym nowoczesnym mieszkaniu nie będzie, tym bardziej lambrekinów (cokolwiek by to nie oznaczało), nie, po prostu nie… Chciałam proste zasłony, zwykle ocieplające wnętrze, a przy tym chroniące przed oślepiającymi promieniami słonecznymi. A do tego przecież miały wystarczyć te lineczki. Po prostu ładne i funkcjonalne - tak je przynajmniej widziałam w domu znajomych i tak je zapamiętałam.
jedyne miejsce gdzie nie wygląda to jeszcze najgorzej, choć prawdę mówiąc nasza sypialnia to póki co misz masz wzorów, kolorów - nic nie jest tu dopasowane, ale zaczynam już nad tym pracować! Będzie lepiej!
a za oknem dźwig dumny stoi jak paw:)
Miałam dużo czasu na przemyślenie tej kwestii, podeszłam do tego wydawałoby się dosyć profesjonalnie – przeczytałam chyba wszystkie możliwe wypowiedzi użytkowników na forach, oglądałam filmiki montażowe, przejrzałam strony producentów i… i jak zwykle posłuchałam głosu serca, a nie rozumu! Tak wielu ludzi pisało, że to rozwiązanie się nie sprawdza, że stosunkowo drogie, ale Martyna nie mogła się powstrzymać, musiała zrobić po swojemu, pod prąd, na opak! A teraz żałuje! Bo najprostsze lniane zasłony okazują się za ciężkie, bo linki się opuszczają. Naciągnięcie ich graniczy z cudem i przyprawia o dreszcze (zawsze podczas aktu naprężania mam wizję rodem z horroru – zrywająca się linka wyłupuje mi oko, albo podcina gardło J wiem, wiem, wizja katastroficzna i bardzo naciągana, ponieważ śrubki przepuszczają za każdym razem, gdy zbyt mocno dokręcę). Żeby było w miarę ok, należy zamienić wkręty z opakowania, na takie grubości palca, a przy nieco większej rozpiętości niż 1,5 metra warto pomyśleć o wspornikach na środku. A żeby było naprawdę dobrze to trzeba omijać te karnisze szerokim łukiem i poszukać czegoś innego!
U nas powiszą one do najbliższego malowania ścian, prawdopodobnie dwa lata, bo tyle trwa okres rękojmi budynku i przed tym czasem trzeba będzie zgłosić wszystkie pęknięcia ścian, by deweloper naprawił je na własny koszt. Potem z dziką przyjemnością usunę je z domu i zamontuję najprostsze rurki. Chociaż nadal zastanawia mnie jedno! Jakim cudem te karnisze tak dobrze wyglądały w mieszkaniu naszych znajomych? Może mi się tylko przewidziało? A może wyidealizowałam sobie ten obraz?
nasz prowizoryczny wspornik - najprostszy hak wkręcany w ścianę...
wielka dziura i wychodzące po mocniejszym podkręceniu linek wkręty, buuuu
Apeluję więc na koniec! Nie bawcie się tego typu popierdółki! Na rynku znaleźć można tak wiele propozycji i alternatyw, że nie ma sensu denerwować się, co dzień patrząc na esy floresy nad oknem!
Ku przestrodze! M.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz