poniedziałek, 26 października 2015

Karnisze linkowe - BZIDALLLL!

wspomniane karnisze w naszym wydaniu ... wiem wiem, jest źle!

Zakochałam się w nich od pierwszego wejrzenia. Bardzo niewielu rzeczy kupionych do naszego mieszkania byłam tak pewna jak tychże karniszy. Bo są delikatne, prawie niewidzialne i nie narzucają się swoim masywnym wyglądem. Design mi odpowiadał w 100% - przecież od początku wiedziałam, że masywnych firan w naszym nowoczesnym mieszkaniu nie będzie, tym bardziej lambrekinów (cokolwiek by to nie oznaczało), nie, po prostu nie… Chciałam proste zasłony, zwykle ocieplające wnętrze, a przy tym chroniące przed oślepiającymi promieniami słonecznymi. A do tego przecież miały wystarczyć te lineczki. Po prostu ładne i funkcjonalne - tak je przynajmniej widziałam w domu znajomych i tak je zapamiętałam.

jedyne miejsce gdzie nie wygląda to jeszcze najgorzej, choć prawdę mówiąc nasza sypialnia to póki co misz masz wzorów, kolorów - nic nie jest tu dopasowane, ale zaczynam już nad tym pracować! Będzie lepiej!
a za oknem dźwig dumny stoi jak paw:)

Miałam dużo czasu na przemyślenie tej kwestii, podeszłam do tego wydawałoby się dosyć profesjonalnie – przeczytałam chyba wszystkie możliwe wypowiedzi użytkowników na forach, oglądałam filmiki montażowe, przejrzałam strony producentów i… i jak zwykle posłuchałam głosu serca, a nie rozumu! Tak wielu ludzi pisało, że to rozwiązanie się nie sprawdza, że stosunkowo drogie, ale Martyna nie mogła się powstrzymać, musiała zrobić po swojemu, pod prąd, na opak! A teraz żałuje! Bo najprostsze lniane zasłony okazują się za ciężkie, bo linki się opuszczają. Naciągnięcie ich graniczy z cudem i przyprawia o dreszcze (zawsze podczas aktu naprężania mam wizję rodem z horroru – zrywająca się linka wyłupuje mi oko, albo podcina gardło J wiem, wiem, wizja katastroficzna i bardzo naciągana, ponieważ śrubki przepuszczają za każdym razem, gdy zbyt mocno dokręcę). Żeby było w miarę ok, należy zamienić wkręty z opakowania, na takie grubości palca, a przy nieco większej rozpiętości niż 1,5 metra warto pomyśleć o wspornikach na środku. A żeby było naprawdę dobrze to trzeba omijać te karnisze szerokim łukiem i poszukać czegoś innego!
U nas powiszą one do najbliższego malowania ścian, prawdopodobnie dwa lata, bo tyle trwa okres rękojmi budynku i przed tym czasem trzeba będzie zgłosić wszystkie pęknięcia ścian, by deweloper naprawił je na własny koszt. Potem z dziką przyjemnością usunę je z domu i zamontuję najprostsze rurki. Chociaż nadal zastanawia mnie jedno! Jakim cudem te karnisze tak dobrze wyglądały w mieszkaniu naszych znajomych? Może mi się tylko przewidziało? A może wyidealizowałam sobie ten obraz?

 nasz prowizoryczny wspornik - najprostszy hak wkręcany w ścianę...
 wielka dziura i wychodzące po mocniejszym podkręceniu linek wkręty, buuuu



Apeluję więc na koniec! Nie bawcie się tego typu popierdółki! Na rynku znaleźć można tak wiele propozycji i alternatyw, że nie ma sensu denerwować się, co dzień patrząc na esy floresy nad oknem!  


Ku przestrodze! M.


niedziela, 4 października 2015

Głowa mnie nap… Napadowe bóle głowy mam!

"Głowa mnie nap… Napadowe bóle głowy mam!"
Tekst powyższy pochodzi z jednego ze skeczów legendarnego Kabaretu Ani Mru Mru. Król, na samym początku, uskarża się w nim na swoje życie, na nudne audiencje i na to, że w każdą niedzielę, po sobotnim balu jego głowa niemal eksploduje.

zdjęcie pochodzi z szerokich zasobów wujka google

I tak teraz myślę sobie, że ten król to fajnie miał – ta głowa to go tylko na żarty bolała, jego kłopoty też na niby. A w sumie ból głowy to niezbyt  wdzięczny temat do żartów, chyba że chichotu losu. Siedzę sobie teraz i idę dalej w swoich myślach, już mogę, bo ta głowa już nie boli, mogę się śmiać…  A bolała! Oj za nic w świecie nie chciałabym powtórzyć kilku poprzednich dni, na własnej skórze przekonałam się co to migrena, zobaczyłam tą aurę i zrozumiałam skąd jej niechlubna sława.
Po całych, wyczerpujących dniach, okraszonych garściami proszków dopiero wczesnym wieczorem przychodziła upragniona ulga. 
Musiałam więc zrobić reserch: mroczki przed oczami, znaczące osłabienie widzenia, zawroty głowy, nudności, potworny ból głowy, światłowstręt i osłabienie  - wystarczyło. Internet, pomocny jak zawsze, wypluł akt oskarżenia dla mnie – zbyt wiele stresów, mało snu, brak niezbędnych witamin i mikroelementów, być może nieodpowiednia dieta – słowem Migrena siatkówkowa. Głowo moja!!! Poprawię się, obiecuję – nie każ mnie więcej za moje zaniedbania! 

 
Ogromnie pomocna okazała się opaska na oczy, którą zamówiłam na Allegro, od razu pierwszego dnia mojego starcia z migreną - bałam się kolejnych takich trudnych dni. Wykonana została w pracowni Pani Katarzyny Gruszczyńskiej Galeria Expresso. Jest milutka w dotyku, dopasowująca się do kształtu twarzy i co najważniejsze w pełni zaciemniająca. A tekst wyszyty na niej w pełni obrazuje mój stosunek do świata w czasie gdy głowa nap*:) 


Hmmmm tak sobie uświadomiłam teraz, że może się ta opaska przydać także do nieco przyjemniejszych rzeczy:) kto wie!!!


Dla mnie było to pierwsze zetknięcie z migreną, choć prawdą jest, że bóle głowy to dla mnie nie pierwszyzna. Zadziwiające jest jednak to jak wiele osób nawet z mojego otoczenia jest z migreną na przysłowiowe „Ty”. Nie tylko ja w pierwszym odruchu przestrachu wmówiłam sobie guza mózgu, nie tylko mi do głowy przyszła utrata wzroku. Że też nikt nie wymyślił dotąd skutecznego leku, a przecież niektórzy cierpią chronicznie! Mam nadzieję, że ktoś mądry, coś kiedyś wymyśli… jakieś panaceum – należy się to tym osobom, które pomogły mi w ciągu ostatnich dni przetrwać.

                                                                                                                            M.