czwartek, 29 stycznia 2015

jesteśmy ciut dalej...

Mamy już końcówkę stycznia, do zakończenia budowy naszego bloku pozostało trzy miesiące, więc czas najwyższy zacząć planować nasze m:)
Oto moje stanowisko dowodzenia - rozłożyłam się na łóżku, bo zwykle miejsca na stole brakuje dla mojego stosu papierzysków...




Planowanie, wymyślenie wszystkiego, urządzanie Jarosław pozostawił mi - stwierdził że ja się na tym znam lepiej, że ja się tym interesuję i że ufa mi w stu procentach, a ja chętnie to na siebie wzięłam. Po mojej stronie znalazło się wszystko co wiąże się z przemyśleniem, a Tajger będzie musiał udźwignąć ciężar wykonania i... szczerze mu współczuję, bo raczej się nie zastanowił nad tym:)
Przez ostatnie dwa tygodnie (czyli w trakcie ferii) zabrałam się za to czynnie: przejrzałam chyba wszystkie możliwe strony sklepów meblowych i budowlanych (pozostało mi allegro - prawdziwa kopalnia złota - a tym mam zamiar zająć się dziś), odwiedziłam kilka z nich, uporządkowałam swoje wcześniejsze notatki, rozrysowałam już wstępny projekt i co? wszystko mi się poplątało!
Bo wcześniej krążyłam myślami jedynie w okół stylu skandynawskiego, nomen omen bardzo teraz popularnego, a teraz powoli wkradają się do mojej głowy także nieco nowocześniejsze bryły, loftowe przaestrzenie, ciemne drewno i metal i ach, wyjściem idealnym byłoby to wszystko pomieszać... ale czy się w ogóle da? Pomocy!
Oto kilka moich smaczków wygrzebanych gdzieś z neta na przestrzeni ostatnich miesięcy:












Co by nie mówić, może nie jest to najprostsze zadanie, szczególnie dla osoby tak niezdecydowanej jak ja, ale myślę, że i najbardziej fascynujące, ciekawe i przynoszące odpowiednie rezultaty... Im więcej teraz przemyślę, zaplanuję tym mniej niemiłych niespodzianek nas później spotka, a i efekt końcowy będzie lepszy. Nic na łapu capu! - to moje hasło przewodnie na ten najbliższy czas!

AAAA! moje lektury ostatnie:
7. K. Mirecka-Ploss, Kobieta, która widziała za dużo, Świat książki, Warszawa 2012
Jak głoszą napisy na maksymalnie brzydkiej okładce "thriller psychologiczny oparty na faktach" - faktycznie thriller, faktycznie psychologiczny, tego czy oparty na faktach nie będę dowodziła. Jak dla mnie nie najlepszy (mimo wielu pochlebnych recenzji krytyków), ale może ja jeszcze nie dorosłam do tego typu książek. Zmuszałam się, żeby doczytać do końca, bo nie lubię niedokończonych historii. 





   8. C. Massarotto, Jestem najprzystojniejszym mężczyzną świata, Albatros,    Warszawa 2013, przeł. J. Prądzyńska
 Zakupiona za marne grosze w Marcpolu, miała służyć jako lekki        przerywnik dla mnie, okazała sie świetną okazją do żartów mojego brata "hahaha, co ty czytasz, już nie masz nic lepszego?". Jakże płytkie jednak  okazały się moje skojarzenia z tytułem i okładką. Może nie jest to literatura  wyższego rzędu, aczkolwiek niesie ze sobą pewien przekaz, którego wcale  nie narzuca, czytelnik sam do niego dochodzi. Pod historią młodego  chłopaka skrywa się krytyka obecnego świata - jakże trafna, jakże prosta. Warte przeczytania, warte zastanowienia - aczkolwiek nie twierdzę, że  doskonałe...

9. J.Brzechwa, Akademia Pana Kleksa (znaleziona i przeczytana w formie elektronicznej)
10. C. Collodi - Pinokio (po raz kolejny plik pdf ściągnięty z Internetu) 
Te dwie ostatnie to akurat moje przerywniki, które a nóż mogą m się przydać w pracy...


znalezione gdzieś w necie

                                                                                                                                               M.

środa, 21 stycznia 2015

wywiązuję się...

Trzy tygodnie stycznia za nami, w TV i prasie już zapomniano o postanowieniach Noworocznych, ba! nawet nie przedstawiają ich jako świetnego tematu do żartów. Wielu pewnie porzuciło już te swoje szumnie przedstawiane projekty... Ja nie:)
O zdrowie dbam jak mogę, o siebie też staram się bardziej, częściej gonię Tajgera do roboty i czytam... zawzięcie, namiętnie, uzależniająco czytam:) Wciągnęłam się w literki, zdania, kartki, tomy i po raz któryś przepadłam. Mąż siedzi przed tym swoim komputerem, dłubie w nim starając się doprowadzić go do porządku po miesiącach grania, a ja zakopana pod kocem oddaje się swoim przyjemnościom - podczytuję, popijam prawie zimne mleko z kawą (jak to nazywają wszyscy w okół) i podjadam ciacho... Ostatnio tak mnie do słodkiego ciągnie... To jakiś znak? nie ważne:)
Oto moje ostatnio zdobyte szczyty (aaaa, postanowiłam tam gdzie to możliwe podawać pełny zapis bibliograficzny):
2. G. Flynn, Zaginiona dziewczyna, Książki Burda, Warszawa 2014, przeł. M. Koziej


Otrzymałam od Moni na gwiazdkę (bardzo dziękuję Mo:) i od początku ręce świerzbiły mnie żeby do niej zasiąść, ponieważ słyszałam co nieco o filmie nakręconym na jej podstawie. Jedna z recenzji umieszczonych na końcu tej cegiełki brzmi: "Pokrętnie dobre". No cóż? trudno się z tym nie zgodzić, choć ja bym nieco przeinaczyła to stwierdzenie na: "Najpokrętnejsze z pokrętnych, ale dobre"! Moje myśli w trakcie czytania szalały - raz rzuciłabym się na Tajgera z pazurami, raz zaczynałam zauważać swoją schizofreniczną naturę... O matko! chętnie obejrzę jeszcze film, ale na to muszę poczekać, bo zapewne skończyło by się to całą masą porównań...


3. M. Widmark, H. Willis, Lasse i Maja. Tajemnica szpitala, Zakamarki
4. M. Widmark, H. Willis, Lasse i Maja. Tajemnica galopu, Zakamarki


Myślę, że jedna okładka wystarczy, kto zechce bez problemu znajdzie całą pokaźną serię na półce w księgarni (łatwo rozpoznać po dość charakterystycznych obrazkach). Czytam ze względu na swoją pracę nr 1. Grono do którego jest ona dedykowana jest nią zachwycone, ja tak prawdę powiedziawszy deko mniej, ale bez wyraźnych przyczyn. Nie mi się ma podobać... Kto ma dzieci może się zainteresuje.

5. F. H. Burnett, Tajemniczy ogród, (czytałam wersję elektroniczną z wolnelektury.pl)
Klasyka rzec by można, więc postanowiłam ją nadrobić, bo nigdy nie miałam okazji jej przeczytać, albo nie pamiętam... Klasyki oceniała nie będę, bo i po co?! Powiem jedynie, że to opowieść niezwykła i na każdym etapie życia może coś dobrego wnieść...

6. A.Lindgren, Bracia Lwie Serce, Nasza Księgarnia, Warszawa 2011, przeł. T. Chłapowska
Kolejna klasyka literatury dziecięcej, znajdująca się na liście lektur przewidzianych dla klasy 4 SP. Baśń (jak zwykło się mawiać) podejmująca dość trudne tematy jak dla dziesięciolatków, ale chyba w przystępny i przyjazny sposób, bo którz by nie chciał znaleźć się w Nangijali? Jedyne co może tutaj sprawiać trudności to skomplikowany język (przynajmniej taką opinię usłyszałam od mamy pewnej ślicznotki o imieniu Julia) - dla mnie te kilka chwil z książką było takim sprawdzeniem powyższych słów i miłym powrotem do lat dziecięcych kiedy to bajki o smokach, księciach, rycerzach itd. były takim deserem z wisienką... Nic się nie zmieniło - pochłonęłam i pestką się nie zadławiłam, wręcz przeciwnie, rozsmakowałam się na całego.


Ahhhh, byłabym zapomniała - dla wszystkich Jarków, Agnieszek, Babć i Dziadziusiów wszystkiego co najlepsze - bajkowego życia!
                                                                                                                          M.

wtorek, 20 stycznia 2015

końcówki z kolekcji

Kolejny post z cyklu "końcówki kolekcji" - o kosmetykach które mi się podobały i niestety się skończyły oraz o tych, które na szczęście się skończyły:)
Moja kolekcja mazideł, smarowideł itd. zwykle dziwnym trafem opróżnia się maksymalnie w jednym momencie, ale słyszałam, że to nie jest przypadłość tylko mojej, widziałam z resztą też nie raz panie wychodzące z drogerii z pełnymi siatkami, mnie to czeka chyba jutro...
Ale do rzeczy:



Wśród tych pustych pudełeczek brakuje jeszcze żelu pod prysznic francuskiej firmy Cadum o kokosowym zapachu, więc od niego właśnie zacznę - otrzymałam go od ciotki Tajgera, która pracowała w polskiej fabryce tych kosmetyków, na wypróbowanie. I to był błąd! Bo ja chcę jeszcze, a Janka tam już nie pracuje... Zapewne są one dostępne w internecie, z pewnością będę ich szukała, bo warto. Zapach, jak na kokos nie aż tak intensywny, by znudził się po kilku użyciach. Płyn świetnie się pieni, odświeża i jest wydajny. Ceny nie ocenię, bo jej nie znam:)

AA Intymna Sensitive - mój absolutny faworyt, wsród tego typu kosmetyków. Używam go już długo i nie zmienię na żaden inny. Kosztuje około 15 złotych i starcza na długo, poza tym spełnia wszystkie swoje zadania i jest baaaaardzo delikatny, czasem mam nawet wrażenie, że zapobiega infekcjom... Polecam


Head & Shoulders - kolejny z tej linii na mojej półce (wypróbowałam już chyba wszystkie) i ten chyba podoba mi się najbardziej, bo w porównaniu z innymi ma najprzyjemniejszy zapach i faktycznie nawilża skórę głowy, nie obciążając przy tym włosów. Jeśli chodzi o inne aspekty wpływające na moją opinię to niezmiennie (w przypadku wszystkich szamponów tej firmy) jestem zadowolona. Warty wypróbowania...

Dove Dry Oil - odżywka za około 30 zł i warta swojej ceny. Właściwie po kilku użyciach z tego opakowania kupiłam już następne - akurat napotkałam promocję, a sama myśl, że za jakiś czas stojąc nad wanną odczuję bolesny brak tego kosmetyku, nakazała mi jego kupno. To chyba pierwsza odżywka do włosów, którą należy spłukiwać, jaka do mnie przemówiła. Zapach bardzo delikatny, aplikacja prosta, a działanie absolutne... poprawę stanu moich włosów zauważyłam już po kilku użyciach (nareszcie chce mi się dotykać i czesać moje suche jak wiór do tej pory włosy). Włosy błyszczą i stały się lekkie i miękknie, ciut nie te z reklamy Pantene.

Gliss Kur Hair Repair - Hmmm czy jest to odżywka? nie wiem, ale na pewno kosmetyk pomagający w rozczesywaniu włosów i swoiste perfumy do nich:) Używam go od bardzo dawna, zmieniam jedynie rodzaje. Sprawdza się znakomicie, pod warunkiem, że pod uwagę bierzemy tylko to o czym napisałam deko wyżej, bo jako kosmetyk odżywczy czy nawilżający raczej nie... Ale może tylko moje włosy są takie oporne?

BioSilk - maleńka buteleczka za pięć złotych, mi wystarcza na trzy użycia. Doskonale nawilża i nie obciąża włosów, cudownie pachnie i co dla mnie ważne nie wymaga spłukiwania. Polecam a i sama kupie następną.


Nivea Żel do mycia twarzy - to dla mnie zagadka, ponieważ używałam go wczesną jesienią, po czym odłożyłam na półkę i wróciłam do niego teraz zimą... O ile jesienią byłam zadowolona, bo żel oczyszczał skórę znakomicie, był łatwy w aplikacji przyjemnie pachniał i pozostawiał cerę nawilżoną, tak teraz jest fatalny. Używanie go przyprawia mnie o piekące policzki i suchą (a właściwie wysuszoną skórę). Wiem wiem, nasza skóra zimą potrzebuje nieco innej pielęgnacji, ale nie uważam, by te niepożądanie działania można było w całości tłumaczyć naszym klimatem. Nie nie nie! wybór fatalny, nawet nie zużyłam opakowania do końca, ląduje ono w koszu i na mojej czarnej liście.

Bielenda Kolagenowe Odmłodzenie - kolejny mój łup z promocji i jakże trafiony. Działanie porównywalne z tym, które prezentuje podobny kosmetyk firmy Loreal, a cena o ponad połowę niższa. Doskonale radzi sobie z tuszem do rzęs i make-upem, odświeża, oczyszcza i pozostawia skórę sprężystą (nie mylić z napiętą czy ściągniętą!), a zapach? jeszcze długo pachniała nim moja kosmetyczka, która utopiła się w tym płynie micelarnym podczas naszego wyjazdu do domu - nie jest on intensywny lecz przyjemny, świeży. Żałowałam jego straty, więc jeszcze do niego wrócę:)


Maybelline Dream Fresh BB - to mój drugi kosmetyk tego typu i moje zupełnie drugie spojrzenie na kremy BB. Dotąd przyzwyczajona do zwykłych podkładów poszukiwałam kosmetyku o podobnym działaniu (jeśli chodzi o krycie), nie to żeby było to całkiem złe podejście, aczkolwiek ostatnio coś sobie uświadomiłam. Doskonale kryjący to może być podkład, a BB to połączenie kremu i podkładu, z naciskiem na krem. Nie powinno być tak, że ukrywa on wszystkie niedoskonałości, bo wtedy jest zbyt ciężki, zbyt fluidowy, zbyt zapychający, zbyt... a on ma przecież nawilżać, chronić przed promieniami UV, odżywiać skórę. Wszystko to właściwie znaleźć można w tym opakowaniu, aczkolwiek jest jedno ale... Na mojej skórze znów pojawiły się zaskórniki, po latach ich nieobecności, nie wiem czy należy to łączyć z tym produktem, chętnie się dowiem... Czy tylko ja mam takie odczucia?

Eveline Volumix Fiberlast - polecony przez znajomą dawno temu, taki constans, do którego wracam wiecznie zniesmaczona innymi tuszami. Za 20 zł działanie kosmetyku jak za stówę - pogrubienie, wydłużenie, rozdzielenie, głęboka czerń. Jedyny minus jaki zauważam to drobinki tuszu pod oczami na koniec dnia - tak tusz się obsypuje i trzeba co jakiś czas zwracać uwagę, by nie wyglądać jak panda w ZOO. A poza tym? same ochy i achy, kto wypróbuje będzie do niego wracał:)

Ufff... Przebrnęłam, lista dość długa, tyle spostrzeżeń do zanotowania, ale z pewnością przyda się to na przyszłość, a i może ktoś inny skorzysta.
                                                                                                                                            M.

wtorek, 6 stycznia 2015

trudy powrotu do normalności

                  Wyprzedaże sklepowe szaleńczo się rozkręcają, w powietrzu unosi się ostatnia kapka świątecznej magii, można jeszcze bezkarnie słuchać Bożonarodzeniowych melodii Michaela Buble, a ja z kubkiem kakao albo gorącej czekolady pod kocem, z książką w dłoni - tak wyglądał mój ostatni tydzień i aż żal że to się już jutro skończy! Nie nie nie nie zwlokę się chyba z łóżka, bo jedenastogodzinny dzień pracy przeraża. Jak bezboleśnie skierować życie na właściwe tory? Ktoś ma jakieś pomysły? Wypróbuję wszystko:) 
                Ja mam jeden jedyny choć w drobnym stopniu działający sposób - nie zamierzam jeszcze na dno szafy chować kolorowych bombek i kasować wszelkich świątecznych dekoracji. To takie ukojenie nerwów po całym dniu pracy. W mieszkaniu, które wynajmujemy nie rozkręcam się co prawda dekoratorsko, ale drobne elementy świąteczne są i jeszcze trochę z nami zostaną. Na dole kilka ciekawych inspiracji::











                                                 zdjęcia pochodzą ze stron: www.stylowi.pl, www.zszywka.pl



AAAAA i jeszcze jedno, a mianowicie według moich wcześniejszych założeń miałam na blogu przedstawiać książki przeczytane w tym roku. A więc .... tamtadam:
1. Stieg Larsson, Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet - tą pozycję poleciła i pożyczyła mi koleżanka z pracy i się nie zawiodłam! Wszystkie 630 stron kryminału zasługuje na pięć gwiazdek! To doskonała opowieść, z absolutnie doskonałą wszechwiedzącą narracją. Wszystko jest w niej tak jak  lubię - interesująca historia, zagmatwana historia, duże pieniądze i nietuzinkowi bohaterowie. Wspaniała!!! Tak wygląda okładka:


     Polecam! M.        

sobota, 3 stycznia 2015

Nowy Rok - Nowa rzeczywistość



źródło: www.makelifeeasier.pl 

           No i mamy Nowy Rok, a przy tym całą masę nadziei na przyszłość, planów, chęci, marzeń, może i trochę obaw... Ja sama do niedawna nie wyobrażałam sobie tego 2015 (a raczej nie przychodziły mi do głowy tak dalekosiężne myśli) - naiwnie myślałam, że najważniejsze wydarzenie mojego dotychczasowego życia, ślub mianowicie, będzie wisienką na torcie, której skonsumowanie to będzie ostatnią rzecz jaką zrobię... nie widziałam niczego po tym... a tu się okazało, że życie płynie dalej, mam na co czekać, o czym marzyć itd. I ten obecny rok może przynieść bardzo dużo dobrego - wprowadzimy się do WŁASNEGO mieszkania, zrealizujemy kilka swoich niecnych planów i marzeń - ja spełnię się jako architekt, Tajger jako budowlaniec. Będzie przy tym pewnie sporo kłótni, ale i pogodzeń:). Już się nie możemy doczekać tej przyszłości, w między czasie jednak żeby całkiem nie zwariować tym oczekiwaniem wymyśliliśmy wspólnie i samodzielnie kilka projektów (postanowień jak kto woli to nazywać - ale dla mnie łatwiejszy do przełknięcia jest projekt). A jak je zrealizujemy w przyszłego Sylwestra sama odpalę kilka fajerwerków...


             źródło: www.stylowi.pl              
  W związku z naszymi obserwacjami zdrowotnymi poczynionymi w trakcie długich dla nas w tym roku Świąt, za punkt honoru postanowiliśmy sobie dbałość o samych siebie - dla Jarka oznacza to głównie zrzucenie brzuszka (a będzie to o tyle proste, że zrzucanie wagi połączy z przygotowaniem do wiosennych testów sprawnościowych - więc nie będzie to czcze gadanie). Dla mnie ważniejsza jest kwestia wyleczenia ciągle powracających przeziębień, zadbanie o tarczycę, przyzwyczajenie się do okularów (mam je od dwóch lat, a wkładam tylko w szczególnie stresujących wydarzeń, jako taką zasłonę dymną), a w dalszej kolejności o wygląd. Zwykle nie chce mi się po pracy nakładać maseczek, odżywek, malować paznokci itd, ale koniec z tym, bo jeśli ja poczuję się lepiej ze sobą, to zaowocuje to z pewnością większą odwagą i asertywnością (których zwykle mi brakuje).
Oprócz tych wymagających założeń, chciałabym zapanować nad swoim lenistwem i odkładaniem wszystkiego na potem, podciągnąć się nieco w byciu perfekcyjną panią domu (ale nie kurą) i nie ustępowanie w czytelnictwie:) nadal będę przeplatała moją literaturę z literaturą piękną, podejmując przy tym facebookowe wyzwanie 52 książek w rok - nie będę się zarzynała, czy przebrnę nie wiem, ale swoje poczynania i kolejne tytuły umieszczę tutaj... Czy tylko ja mam tak dużo postanowień Noworocznych??? Wszystkiego dobrego dla Wszystkich w Nowym Roku! 
                                                                                                                                       M.